Decyzję o rezygnacji ze startu zawodniczka podjęła wspólnie ze swoim trenerem.
— Po Zimowych Światowych Wojskowych Igrzyskach Sportowych potrzebowałam odpoczynku — wyjaśnia na swoim facebookowym profilu Lisowska. — Trasa była wymagająca, a ja? Nadal nie byłam w pełni sił po chorobie, ale mimo to stanęłam na starcie. Niestety, świeżo po chorobie nie udało mi się pokazać pełni swojej formy, nie mogłam udowodnić, jak ciężko trenowałam do tego momentu. Podczas biegu wciąż czułam się osłabiona, ale walczyłam od początku do końca. Drużynowo zajęłyśmy 5. miejsce, a indywidualnie byłam dopiero 13.
Braniewianka dodaje, że start w maratonie na Mistrzostwach Europy (zaplanowany na 13 kwietnia) był jej kolejnym celem na najbliższe miesiące.
— Niestety, zbyt wiele treningów mi umknęło, a po przełajach poczułam się jeszcze bardziej osłabiona — mówi zawodniczka.
Maratońska mistrzyni dodaje, że „czasem nawet największe serce do walki nie wystarczy. Ciało mówi »stop«, a głowa nie nadąża za ambicją. I wtedy trzeba się zatrzymać, nie po to, by się poddać, ale po to, by wrócić”.
— Musiałam na chwilę odetchnąć, uporządkować emocje po biegach, które nie poszły po mojej myśli — tłumaczy pani Aleksandra. — Nie będę udawać, że to nie boli, ale nie zamierzam się poddać. Bo bieganie to moja pasja, moja droga, mój wybór. A porażki? Są częścią tej drogi. Treningi wrócą, starty też. A z nimi – nowa energia. Nowa ja – silniejsza, mądrzejsza, bardziej zdeterminowana (…). Muszę znów zatęsknić za biegiem – nie tylko fizycznie, ale i sercem. Bo kocham to, co robię – i wiem, że gdy tylko się zregeneruję, wrócę na trasę jeszcze silniejsza. Bo ja się nie poddaję. Po prostu łapię oddech, by znów ruszyć... z jeszcze większą siłą...
Napisz komentarz
Komentarze